Przyznam się „bez bicia”, że matematyka nigdy nie była moją mocną stroną. Mogę nawet powiedzieć, że była moją piętą achillesową. O ile z polskiego, historii czy nawet z nauk przyrodniczych dostawałam całkiem niezłe stopnie, o tyle matematyka i fizyka kulały. Standardowo i wręcz stereotypowo należałam do grona uczniów, którzy drżeli na widok nauczyciela od matematyki, a pojęcia takie jak cosinus, silnia czy pochodna niezmiennie wywoływały nerwowe reakcje.
Matematyczne kompleksy vs. matematyczna przyjaciółka
Przez wiele lat pielęgnowałam w sobie przekonanie, że matematyka jest zasadniczo straszna i dostępna jest jako wiedza tajemna tylko dla wybranych. Pierwszy wyłom w tym przekonaniu powstał za sprawą mojej obecnej przyjaciółki, którą poznałam kilka lat temu. Jest bowiem absolwentką studiów matematycznych, uczy tego przedmiotu w szkole, a przy tym jest fantastyczną dziewczyną obdarzoną niezwykłą wyobraźnią i poczuciem humoru. Co obala stereotyp o groźnym belfrze, ponuraku, który straszy biedne niebożątka wielkim cyrklem i jedynkami. Pozostało jednak przeświadczenie, że matma jest nudna i atrakcyjna dla wąskiego grona pasjonatów. Moje nastawienie zmieniło się diametralnie, kiedy usłyszałam (od przyjaciółki oczywiście) co to są granty naukowe dla szkół i dlaczego mogą sprawić, że matematyka będzie fajna dla tych wybitnych i dla mniej zdolnych.
Potęga dobrych pomysłów
O mPotędze i grantach usłyszałam przy okazji hymnów pochwalnych, jakie wygłosiła moja przyjaciółka, a dotyczyły one oczywiście kreatywności i zaangażowania uczniów oraz kadry. Opowiadała o tym z takim zapałem, że oczywiście sięgnęłam do źródła i poczytałam czym są te wspaniałe granty naukowe dla szkół . Chodzi oczywiście o dotacje, które mają wspierać działania szkół, nauczycieli, uczniów, a celem jest popularyzowanie matematyki. Chodzi o to, aby odczarować stereotyp, w którym ja wzrastałam i tkwiłam przez lata. I muszę przyznać, że kiedy czytam o naprawdę niezwykłych pomysłach na nauczanie, o grach, konkursach, niebanalnych metodach zdobywania wiedzy, żałuję, że nie mogę skonfrontować się z matematyką jeszcze raz. Nie sądzę, żebym odkryła w sobie jakieś wielkie talenty, ale śmiem twierdzić, że pozbyłabym się obaw, oporów i na pewno umiałabym zdecydowanie więcej. Dofinansowanie w ramach grantów, przeznaczone na „królową nauk”, ma według mnie rozwijać pasje tych najlepszych, pomagać tym, którzy nie należą do matematycznych orłów. Celem jest także praca z najmłodszymi uczniami, bo lęk i problemy z matematyką pojawiają się już na samym początku nauczania.
Muszę przyznać, że koleżanka zaraziła mnie swoim entuzjazmem. Choć może się wydawać granty naukowe dla szkół nie mają już znaczenia dla mnie. Z drugiej strony myślę sobie, że kiedy nasza rodzina się powiększy, chciałabym żeby moje dzieci uczyły się właśnie w taki mądry, interesujący i przyjazny sposób.
Zdjęcia: shutterstock, mpotega.pl