Czasem trudno jest pogodzić nasze chcieć z naszym móc. Poziom trudności wzrasta, kiedy owe „chcenia” pozornie się wykluczają… Tak jest z moją niechęcią do prasowania i silną potrzebą posiadania ładnych, wygładzonych ubrań. Przez długi czas myślałam, że to konflikt, w którym nie ma zwycięzców – albo męczę się okrutnie prasując albo z niechęcią sięgam po żelazko i mam niedoprasowane ubrania. Nie mówiąc już o przeświadczeniu mojej skądinąd miłej teściowej, że o żonie świadczy także to, jak wyprasowana jest koszula męża…
Prasowanie to wyzwanie
Cóż mi zatem pozostało? Jak we wstępie – zacisnąć zęby i prasować, prasować, prasować. Mogłam też machnąć ręką oraz kilka razy niedbale żelazkiem i chodzić w pogniecionej bluzce, z etykietą żony, która nie dba o koszule małżonka. Z dwojga złego wybierałam trudniejszą drogę i męczyłam się z opornymi kołnierzykami, mankietami itp. Ratunek nadszedł całkiem niespodziewanie i przypadkiem, a z odsieczą przybyła sąsiadka. Podczas typowej sąsiedzkiej, niezapowiedzianej wizyty po przysłowiową szklankę cukru, zaprzyjaźniona z nami sąsiadka przyłapała mnie na tym, jak w pocie czoła rozprasowuję rękaw swojej ulubionej koszuli. Spojrzała z politowaniem i wydarzenia potoczyły się bardzo szybko…Pożyczyła mi swoje żelazko i okazało się, że świat może być piękniejszy, a życie przyjemniejsze.
Z nowym żelazkiem jest łatwo, lekko i przyjemnie
Nie powiem, że prasowanie stało się moim hobby i już nie mogę doczekać się weekendu, który w całości spędzę w towarzystwie mojego nowego żelazka. Tak, tak mam oczywiście nowe żelazko. Niemniej jednak jest to w tej chwili jeden z domowych obowiązków, który wykonuję lekko, szybko i bez bólu. Ba! Nawet mój małżonek częściej staje przy desce do prasowania i sam prasuje swoje koszule, a efekty wcale nie kompromitują mnie jako żony odpowiedzialnej za stan męskiej garderoby.
Pora zatem zdradzić skąd te rezultaty i zmiana nastawiania do tak nielubianej czynności. Otóż wspomniana sąsiadka uświadomiła mi, że tak naprawdę wszystko zależy od żelazka. I że są takie sprzęty, które rzeczywiście praktycznie same prasują. Skierowała mnie do najpierw na stronę marki Tefal, gdzie znalazłam żelazka dla każdej umęczonej pani domu. Już same atrybuty urządzeń sprawiły, że poczułam się lepiej:
„
Funkcja „Power Zone” z 2-krotnie szybszym wyrzutem pary” –
a wyrzut pary sprawia, że bez trudu rozprasuję wszystkie zagniecenia.
„Ciągły strumień pary o dużej mocy zapewnia efektywne prasowanie”
„Doskonałe rozprowadzanie pary dzięki otworom rozmieszczonym na całej powierzchni stopy”
„Stopa Ultragliss ślizga się z łatwością po wszystkich rodzajach tkanin”
– nawet po męskich koszulach, lnianych spodniach…
„Stopa Durilium – doskonały ślizg we wszystkich kierunkach, ograniczający niechciane zagniecenia”
„Pionowy wyrzut pary
”
„Długa żywotność i łatwe czyszczenie dzięki podwójnym systemom przeciwdziałania powstawaniu osadu i samooczyszczania”
„Intuicyjny panel kontrolny informuje o konieczności doładowania. Podwójny system zapobiegający kapaniu Anti-drip zapobiega plamieniu tkanin
”
„System AutoStop – zwiększone bezpieczeństwo dzięki automatycznemu wyłączeniu pozostającego w bezruchu żelazka”
Oczywiście to tylko niektóre argumenty za konkretnymi modelami, których w ofercie Tefal jest naprawdę wiele. Są żelazka standardowe, super wydajne i profesjonalne, bezprzewodowe, duże i małe, kolorowe… Nic tylko wybierać, co też uczyniłam.
Nie będę się chwalić, z którym żelazkiem tak łatwo i przyjemnie prasuje się koszule męża. Uważam, że każdy wybór będzie dobry.
Warto zatem obejrzeć żelazka Tefal
i wybrać model adekwatny do potrzeb i możliwości.
Zdjęcia: shutterstock, tefal.pl